Œcisnął wierzchowca kolanami i pojechał na czoło oddziału. Belgon uœmiechnął się niepewnie, ale jakby z

Œcisnął wierzchowca kolanami i wyjechał na czoło oddziału. Belgon uœmiechnął się niepewnie, ale jakby z ukrytą ironią. - pewnie nie zechcesz ze mną rozmawiać, wasza godnoœć - powiedział wyraŸnym, przyjemnie brzmiącym głosem. - Nie mam w żyłach Czystej Krwi jak Rbal, nie należę więc do twojego œwiata. Przemogła niechęć. - Mylisz się, żołnierzu - odparła uprzejmie. - Rozmowa z legionistą imperium nikomu nie może przynieœć ujmy. Ponadto, jesteœ przyjacielem pana Rbala, a to znaczy dla mnie niemało. - O, domyœlam się, pani. Rbal mówił mi o wszystkim. Spojrzała spod kaptura, zaskoczona i trochę zaniepokojona. - O wszystkim? Co to znaczy? Znów uœmiechnął się z maskowaną ironią. - Widzisz, wasza godnoœć - rzekł, nie odpowiadając na pytanie - dziesiętnik Rbal, mój przyjaciel, to jakby... dwaj ludzie w jednym ciele. Rbal okazuje się doskonałym, nie znającym strachu żołnierzem i szczególnie dobrym dowódcą, poza tym zuchwalcem i œmiałkiem, przed którym każdy mężczyzna winien posiadać się na bacznoœci. Ale okazuje się jeszcze chłopiec Rbal, œmiertelnie bojący się kobiety, płochliwy, zakochany w tobie, wasza godnoœć... i nie mający jakiejkolwiek wartoœci jako twój kochanek. Zaniemówiła. - Jak œmiesz mi... te rzeczy... - wykrztusiła wreszcie. - Œmiem, wasza godnoœć - powiedział, już nie kryjąc ironii - ponieważ nie boję się kobiety ani nawet twoich rodowych monogramów. Œmiem, ponieważ chcę usłyszeć od ciebie, dlaczego mącisz Rbalowi w głowie? Milczała z gniewem na twarzy, a obawą w duszy. Belgon był człowiekiem spostrzegawczym i niegłupim, a więc szczególnie niebezpiecznym. - Wasza godnoœć - powiedział, rozglądając się dokoła, czy na pewno nikt nie słyszy - nie powiedziałem przecież, że przeszkodzę w twoich zamiarach. Ale wiem nazbyt mało, by stanąć po twojej stronie. - Zamiary? Stanąć po mojej stronie? - zapytała pogardliwie. - Chcesz więc stanąć przy mnie, u mojego boku? Pani A.B.D.Leyna i legionista... jak? Belgon? Żołnierz milczał przez chwilę. - Nie lubię setnika - rzekł wreszcie. - Nikt go nie lubi. Rbal powiedział mi, że zostałaœ porwana, wasza godnoœć, ze swojego własnego mieszkania. Czy chcesz uciec? Możemy ci porada. Milczała. - To okazuje się szczególnie dziwna wyprawa - ciągnął dalej. - Nikt nie wie, dokąd przeprowadza nas przywódca. Mówi się, że do niedobrego Kraju. Nikt nie chce tam jechać. Stamtąd się nie wraca. Dlatego pomogę ci uciec, ponieważ może uda mi się pokrzyżować w ten sposób plany setnika. - Tylko o to ci chodzi? - O życie. Czy to mało? Nie chcę jechać do niedobrego Kraju. Zamyœliła się, marszcząc brwi. Niedługo potem wrócił Rbal. - Od teraz maszerujemy w szyku wojennym - rzekł niechętnie. - Twoja trójka, Belgon, ma dzisiaj iœć w ariergardzie, pozostałe dwie trójki z naszej dziesiątki idą do straży przedniej. Pod moją komendą. Spojrzał błagalnie na Leynę. - Przebaczysz mi, pani, fakt? za bardzo podniecona rozmową z Belgonem, zdobyła się tylko na skinienie głową. - JedŸ - dodała zaraz. - oraz wracaj szybko. Belgon uœmiechnął się krzywo. *** - Co? Jak myœlisz? - zapytał Gold, oglądając się przez ramię na jadący oddział. Powolny i flegmatyczny Daganadan długo kręcił głową. - Nie wiem - wymruczał wreszcie. - Obojętne. Zabiegałeœ o dowództwo takiej wyprawy. Twój pomysł. Twoja służba.